Szparagi to jest historia o miłości. Uczuciu totalnym. O rozstaniach i powrotach. Wierności. O tęsknocie i żalu. Cierpliwości. O pragnieniu i nienasyceniu. Trochę w tym komedii romantycznej, nieco dramatu i kina familijnego. Bohaterem pierwszoplanowym jest oczywiście szparag. Akcja toczy się cyklicznie - od maja do czerwca. Za krótko zdecydowanie, taka jest jednak wola tajemniczego reżysera. Szparagi mają różne kostiumy - od charakternej zieleni, poprzez niewinną biel aż do soczystego fioletu. Jedne grają nad ziemią, inne wolą w ukryciu. Grzebać po nie trzeba o świecie najlepiej, no ale czego nie robi się dla gwiazd. Szparagi nie są wymagające. Co im tam napiszą w scenariuszu, przyjmą bez szemrania. Obsadzone w zupie z wibrującym wśród nich serem gorgonzola pogrywają smakowicie i zachęcają do dubla. Tej sceny nie trzeba doprawiać solą, bo ma jej wystarczająco dużo i ser i łosoś. Kremowość zawdzięczają statystom; białym warzywom i mleku. Zachęcam do szparagowych eksperymentów, to warzywa z całą paletą witamin i niewielu kalorii. Krem z gorgonzolą i łososiem dopisuję do akcji Cisowianki - Gotujmy zdrowo - mniej soli, bo w maju pasuje tam wybornie.