Nigdy wcześniej nie robiłam sama sera. Pewnie nawet bym się za to nie zabrała, gdyby nie mleko. Mleko dostałam - takie dziś wyjątkowe, bo prosto od krowy. Do krów poszła córeczka, by przekonać się, że istnieją naprawdę,a nie tylko w książkach z kolorowymi obrazkami. Å»e naprawdę robią mu też już wie. Przy okazji wróciła z butelką swieżo wydojonego wieczornego mleka. Niestety nie miało ono szansy na bezuszczerbkowy transport do domu. Kilka godzin jazdy w upalny wieczór z ciepłego mleka uczyniło kwaśne. Zamiast żałować, zaczęłam snuć wspomnienia, jak to babcia najpierw robiła biały ser, a z niego mój ulubiony smażony. Ja zaczęłam od podstaw. Najpierw pozwoliłam mleku skwaśnieć porządnie. Po 2 dniach w ciepłej kuchni miało właściwą konsystencję. Wbrew pozorom z takim mlekiem nie ma za dużo roboty. Trzeba je nieco pogotować, a potem odcisnąć przez gazę, co akurat jest najmniej przyjemną czynnością. Dla smaku sera, nieporównywalnego z żadnym innym, warto się jednak poświęcić. To, co, robicie domowy ser?