Zaczytuję się ostatnio w książkach o francuskiej kuchni, nieco przypadkowo, choć ze smakiem. Pewnie to wakacyjna tęsknota za podróżami oferuje mi w tych opowieściach ich namiastkę, więc przerzucam kolejne kartki głodna i wrażeń i jedzenia coraz bardziej. Takie tam jest wszystko spójne, sensowne, proste zarazem i apetyczne oczywiście w nadmiarze. Francja pachnie lawedną i zapach przeniosłam do ciasta. Maślanego, jak każde francuska tradycja, obficie owocowego i prostego zarazem. Francuskie panie domu nie mają czasu na stanie przy garach, pięciodaniową kolację tworzą z lekkością adekwatną do ich wagi. Tak przynajmniej przeczytałam:) Moje ciasto z morelami wpisuje się tę prawdę lub mit (odpowiednie skreślić), można je zrobić mimochodem tworząc sobie wokół taką małą swoją Prowansję:)