Urzekają mnie książki pachnące. Tak wyraźnie farbą drukarską i wspomnieniem maszyn, spod których wyszły. To moje ulubione pierwsze wrażenie. Potem już zachłannie karmię się kolejnymi apetycznie wypełnionymi stronami. Notuję w pamięci przepisy do zrobienia. Daję się zaskoczyć. Pozwalam uwieść niebanalnym połączeniem. Zawstydzam, że sama na nie wpadłam. Bywa, że zazdroszczę kulinarnej wyobraźni i odwagi. I mam swój subiektywny przepis na dobrą książkę - musi poruszać moje emocje. Marta Dymek i jej autorska Jadłonomia to potrafi. Choć nie jestem weganką, daję się tej kreatywnej dziewczynie złapać za rękę i prowadzić przez te wszystkie strączkowe pasty, zupy z mlekiem roślinnym, desery bez jajek. Blogerka przekonuje mnie, że polubię chłodnik z sałaty i ciasto buraczane. Jadłonomia oferuje 100 przepisów nie tylko dla wegan - jak zaznacza na okładce autorka. Ja premierowo wybieram ten na sałatkę z rukoli. Czekam na gości, danie główne dochodzi w piekarniku, potrzebuję przystawki. Owoców łączonych z sałatami nigdy odmawiam, śliwki ubóstwiam, do dudniącego o okienne szyby deszczu pasują jesiennie. Nieco obawiam się intensywności cynamonu, więc nie obtaczam w nim grzanek, a zaledwie oprószam zielone liście sałaty. Sałatka wzbudza pożądanie i prośby o przepis powtarzane jeszcze następnego dnia. Solidny plus dla autorki przepisu, który okazuje się sukcesem:) Inne też są skrojone pod niego, ze względu na prostotę, której jednak nie można odmówić wyjątkowości. Marta Dymek odczarowuje czerwoną kapustę i syci ją daktylami oraz granatem. Dba o to, by w kuchni nic się nie marnowało i z łodygi brokułu kręci pesto. Niewątpliwie blogerka ma na tę kuchnię wege pomysł i choć nikogo nie zamierza przeciągać na siłę na swoją roślinną stronę, to nawet zadeklarowanych mięsożerców zainspiruje. Pokazuje bowiem, ile rozmaitych zastosowań mają popularne warzywa. I robi smalec z fasoli:)