Pomarańczowo-migdałowe ciasto z bezą włoską piekłam na Sylwestra. Podawane o północy miało podkreślić wyjątkowość zmieniającego się roku. Dużo więc w nim złota i brokatu. Wnętrze wypełnia konfitura z pomarańczy, koniecznie z kawałkami cienko krojonej skórki, której cierpkość łagodzi słodycz bezy. Takie nieoczywiste ciasta lubię najmocniej. Dla nich wyciągam z kuchennej szuflady cukierniczy termometr i kontroluję temperaturę wrzenia syropu, który zrobi z bezą, co trzeba. Beza włoska wymaga poświęcenia i uwagi, ale nie należy się jej obwiać. Okiełznać ją można bez kulinarnych czapek i innych umiejętności. Najważniejszy jest syrop z cukru i powolne łączenie go z ubitymi białkami. Warto spróbować, bo to krem, który lepiej mieć w zanadrzu, lekko ozdobi owocowe tarty, ciasta bez wyrazu albo czekoladowe desery. Ponieważ to pierwszy wpis w tym roku, razem z nim i pysznym ciastem pomarańczowo-migdałowym dodaję życzenia; niech każdy dzień będzie Wam smakował wyjątkowo!