Nie ma nic przyjemniejszego niż w jesienny drżysty wieczór poczuć nutę gorącego soczystego lata. To jest możliwe. Wystarczy lato zamknąć w słoiku, dobrze zakręcić i schować, tak by przetrwały kilka najbliższych miesięcy.

Sezon ogórkowy w pełni, to najlepszy czas, żeby zapakować je w słoiki. Trwa to chwilę, a rozkoszować się smakiem można bardzo długo. Moje kolekcja ma dotrwać do zimy! Po raz pierwszy  włożyłam do  słoika  świeże zioła. Pasują doskonale, charakterystyczny aromat wzbogaca smak ogórków. Przepis na ogórki jest sprawdzony, bo od mamy Agaty, do której dzwoniłam po pomoc, gdy w moim domu pojawiło się kilka kilogramów warzyw:)

Fantastyczna przystawka, delikatna i przyjemnie skropiona oliwą. Czuć zapach kolendry i aksamit łososia. Nie wymaga wiele pracy,  a  roladki można przygotować wcześniej, wstawić do lodówki i upiec chwilę przed podaniem.  Ten zestaw nie jest specjalnie odkrywczy, a  skomponowałam go, gdy miałam za mały do upieczenia i podzielenia na dwie osoby kawałek łososia. Okazał się wystarczającym do wyłożenia nim cukini. Tak mi się spodobało, że chętnie wracam do takiego wariantu.

Wypatrywałam ich niecierpliwie, czekałam stęskniona, dopytywałam sprzedawców. Ten weekend był łaskawy -  szparagi pojawiły się na targu.  Pan  ku mojemu jeszcze większemu zadowoleniu od razu zaproponował promocję. Dwa pęczki oddał za 16 zł(sprzedawał po 10 za pęczek). Moja tegoroczna premiera odbyła się w wersji zielonej. Najprościej jest podać je tradycyjnie z bułką albo masłem z odrobiną ziaren sezamu. To na początek. Potem można już zapiekać. Owinięte szynką parmeńską, która  w piekarniku nabiera przyjemnej chrupkości i delikatności, są doskonałą przystawką.

Verrine to francuskie smakołyki podawane w niewielkich (50-100ml) szklankach. Poszczególne składniki układa się w nich warstwowo, zatem dobrze, żeby różniły się między sobą kolorami. Pomysł na tą przystawkę podpatrzyłam w kwietniowym numerze "Kuchni". Aż ciężko uwierzyć, że to nie deser.

Ten pasztet powstaje tylko na święta, ale w tym roku pomyślałam sobie, że przecież nic nie stoi na przeszkodzie, by robić go częściej. Pachnie ziołami, jest  bardzo  wilgotny i  puszysty. Można go jeść jako przystawkę,  dodawać do kanapek, zamrażać i odgrzewać.  Jego przygotowanie wcale nie wymaga wytężonej pracy.      

To smak przywieziony z  Ameryki Południowej. Najpierw słuchałam długiej, powtarzanej każdego dnia opowieści, że jest  delikatne, odświeżające, różnorodne.  Tak inne, że  nie można się nim znudzić. Potem się przekonałam, jak bardzo zachywca orzeźwiającą dawką limonki i zaostrza apetyt. Nie było wyboru, surowa, marynowana w cytrusach ryba została wpisana na stałe do domowego menu. O tym, że było warto, niech świadczy fakt, iż Meksyk, Peru, Kolumbia czy Ekwador kłócą się o to,   który z tych krajów    jest autorem ceviche. Ponieważ spór jest ciągle nierozstrzygnięty, każdy przedstawia je jako swoje narodowe danie.

Idealne jako lekka przekąska. Zaciekawia wnętrzem, które  można komponować według gustu albo tego, co posiada się w lodówce. Ja najczęściej robię z pieczarkami i pomidorami. Lubię też ze szpinakiem.