
Coraz więcej w moim kulinarnym repertuarze nowych słów. Komosa ryżowa właśnie do nich dołączyła. Przyprowadził ją mąż z obietnicą, że będę zachwycona. O powodzeniu komosy naczytał się u swojego biegowego guru- Scota Yurka. Ultramaratończyk ładuje nią baterie i pokonuje 200 kilometrowe dystanse. Komosa ma sporo białka, zdrowych kwasów tłuszczowych i witamin.
Ameryka Południowa traktuje komosę jako złote ziarna Inków i ceni ją od wieków. W deserze, cieście albo wersji wytrawnej. Mi komosa daje solidnego porannego kopa, wymieszana z owocami robi bezczelnie konkurencję jaglance. Na pewną jest lżejsza, ale i nie mniej sycąca. Zresztą sami się przekonajcie:)