Od lipca we Wrocławiu powstała nowa inicjatywa kulinarna – Wrocławski Bazar Smakoszy. Co 2 tygodnie w Browarze Mieszczańskim można kupić regionalne produkty (lub – jak kawa z Etiopii- sprzedawane w regionie).
Browar Mieszczański to miejsce z dużym potencjałem. Wyobrażałam sobie, że przestrzeń pomiędzy budynkami zostanie zagospodarowana straganami ze świeżymi owocami, warzywami i gotowymi wyrobami. Tymczasem bazar to tylko jedno pomieszczenie i stoliki ustawione w trzech rzędach.
Chętnych jednak nie brakowało. Wrocławianie licznie odwiedzili nowe miejsce. Wystawcy chętnie opowiadali o swoich wyrobach i pomimo niedużego asortymentu było co kupić :)
Od razu w oczy rzuciły mi się deski. Ręcznie wykonane z drewna jesionowego. Idealne do podawania serów i przystawek. Po prostu śliczne :) Deski robione są we Wrocławiu przez projekt drewno przez dwójkę młodych osób. Widać, że to dzięki ich pasji powstają unikatowe, proste w formie wyroby. Wybór tak duży, że muszę przemyśleć, którą chcę, bo naturalnie chcę wszystkie :)
Jako smakoszka kawy nie mogłam przejść obojętnie obok stoiska z etiopską kawą Etno Cafe, w 100% organiczna. Wróciłam do domu z tubą łagodnej kawy Abyssiniah Highland. Kawa sprzedawana jest w ziarnach, ale można ją zmielić na miejscu. Na miejscu można ją też skosztować. jedyny minus to dość wysoka cena: 250 g kosztuje 27 zł.
Piekarnia „Maria” również sprzedaje swoje chleby na Bazarze. Duży wybór chlebów pełnoziarnistych w niewygórowanych cenach. Jak widać, szybko się sprzedały, dobrze, że został dla mnie mój ulubiony z amarantusem.
Nie pamiętam kiedy wcześniej jadłam smażony domowy ser. Przypomniał mi się smak z dzieciństwa. Sery są robione bez sztucznych dodatków i konserwantów. Do mojej siatki trafił z kminkiem i naturalny – oba smaczne :)
Dużym zainteresowaniem cieszyły się też konserwowe szparagi z okolicznej plantacji. Pomimo, że za konserwowymi nie przepadam, wróciłam z dwoma słoikami ;) Skosztowałam je na miejscu i są jędrne, chrupiące, idealnie doprawione. Można je kupić w dwóch wariantach: w kawałkach (5 zł) i w całości (12 zł). Oba sprzedawane w dużych, ładnych słoikach. Można je również kupić w sklepie aperfield
Poza tym na bazarze można było kupić świeże zioła, herbatę, pyszne dżemy (kupiłam malinowy – smakował jak domowy), świeże ryby i sery łomnickie. Czekam, aż będą również korycińskie.
Podczas, gdy na bazarze można zrobić zakupy, kilka budynków obok, w Studio Kulinarnym Piotra Kucharskiego, można było wziąć udział w warsztatach. Mam nadzieję, że następnym razem starczy mi czasu również na to :)
Nie ukrywam, że bazar mnie mocno rozczarował. Brakuje mi we Wrocławiu miejsca, gdzie byłby duży wybór lokalnych produktów, przede wszystkim sezonowych. Brakuje też miejsca, gdzie można spędzić weekendowe przedpołudnie delektując się miejscowymi specjałami. Nieustannie zazdroszczę stolicy targu śniadaniowego.
3 komentarze
ola says:
a ja widziałam na jakiejś relacji fotograficznej, że na zewnątrz były jakieś stoliki z owocami, bobem, kurkami i kolorowymi pomidorami. może za wcześnie przyszłaś ;)
Agata says:
to może było tak za drugim razem (niestety nie mogłam dotrzeć). jeśli tak, to bosko! :)
za pierwszym razem nie było takich darów ziemi ;)sprawdzę zatem za 2 tygodnie :)
mojamalakuchnia.wordpress.com says:
Jeszcze nie byłam, ale planuję się wybrać – koniecznie.