Powidła śliwkowe lubię najbardziej. Przez lata kupowałam je namiętnie w sklepie, od pewnego czasu pod koniec lata smażę sama. Dom przez kilka dni pachnie słodyczą owoców przesiąkniętych cynamonem, wanilią i goździkami. Do większości nie dodaję cukru, więc jesienią otwieram kolejne słoiczki bez wyrzutów sumienia. Dobrze przesmażone świetnie też nadają się do świątecznych pierników.
Składniki:
na 5 małych słoików
- 4 kg śliwek
- 2 laski cynamonu
- 5 goździków
- laska wanilii
- sok z cytryny
- opcjonalnie, jeśli ktoś lubi słodko – szklanka cukru
Śliwki dobrze umyć, przeciąć na pół, wyjąć pestki. Do garnka z grubym dnem wlać pół szklanki wody z sokiem z cytryny, a następnie wrzucić sliwki. Smażyć na niewielkim ogniu. Mieszać co jakiś czas, żeby się nie przypaliły. Po godzinie dodać cynamon, rozdrobnione goździki. Można także sok z pomarańczy i laskę wanili. Smażyć przez co najmniej 4 godziny. Na koniec pierwszego smażenia dodać – jeśli lubimy – cukier. Bez niego powidła też są słodkie i lekko kwaskowate. Wymieszać i zostawić do wstudzenia. Potem znowu smażyć. Powtarzać aż do momentu, gdy masa będzie gęsta i nie będzie zlewać się z łyżki ( ja to robię 2-3 dni)
Po zakończeniu smażenia gorące powidła należy ostrożnie włożyć do umytych słoików. Dobrze zakręcić i pasteryzować około 20 minut. Potem odwrócić do góry dnem i zostawić na 12 godzin.