To miejsce urzeka historią. Po raz pierwszy otwarto je w 1896 roku. Mieści się w zabytkowej piaskowej kamienicy położonej w 9 dzielnicy. Gdy powstało, karmiło głównie zmęczonych robotników, którzy najchętniej wybierali bouillon, czyli sycące warzywa z mięsem. Miało być niedrogo i zarazem smacznie. Mimo upływu lat i zmianie właścicieli, idea ciągle jest realizowana.
Ten wpis pojawił się na kartce, którą przed wylotem do Paryża dostaliśmy od znajomego. On spędził we Francji 10 lat, więc nie mieliśmy wątpliwości i cierpliwie realizowaliśmy listę miejsc do zobaczenia. Kulinarnych oczywiście. Jeszcze przed zaułkiem, w którym ukryta jest ta Chartier, wiedzieliśmy, że trafiliśmy do odpowiedniego miejsca. Kolejka desperatów, którzy postanowili większą część swojej przerwy na lunch, spędzić oczekując na zaproszenie do środka, wychodziła na ulicę. Dołączyliśmy.
Drewniane, ogromne drzwi otwierają się powoli. Za mieniącymi się w słońcu szklanymi szybami zostawiamy tłum, dla którego jeszcze nie zwolnił się choćby jeden z przysłoniętych czerwonym obrusem stolik. Przestronna sala dzięki lustrom, w której odbijają się krzesła, wydaje się być jeszcze większa. Na ścianach zegary, wzdłuż równo poukładane drewniane szafki z numerami. Podobno dawno temu przechowywano w nich serwetki indywidualnie dobrane dla stałych klientów. Dziś dostajemy papierowe.
Kelner szybko wypowiada swoje imię i informuje, że właśnie on ma tę przyjemność nas gościć. Rozkłada przed nami ogromne menu. Drukowane każdego dnia z aktualnym zestawem propozycji. Zanim do niego zajrzymy, pan w czarnym fraku z ogromnymi kieszeniami, długopisem, który wyciąga z jednej z nich, wykreśla pozycje, które już zniknęły z kuchni. Nie ma między innymi niczego z menu suggestion, czyli zestawu polecanego przez szefa kuchni, znacznie tańszego od pozostałych dań. Z deserem i winem taka przyjemność kosztowała 22 euro. Szukamy więc dalej swojej przystawki. Na końcu spisu entrees widnieją escargots. Skorupki ślimaków błyszczą, a w środku otulone są masłem i ziołami. Smakują wyśmienicie.
Wśród dań głównych jest ciekawie brzmiący andoulillette grillee frites. Pytany o przybliżenie nam smaku kelner ma trudności z wyjaśnieniem tego w innym niż francuski języku. Próbuje rękoma, którymi głaszcze się w okolicach brzucha. Nie odgadujemy. W końcu zrezygnowany i zmęczony pyta skąd jesteśmy. Gdy pada nazwa Polska, kelner uśmiecha się rozbrająco i mówi z ulgą; o to zjecie na pewno!Po kilku minutach na talerz trafia coś, co pachnie nieprzyjemnie nawet na drugim końcu sali. Ma kształt kiełbasy owniętej w przezroczystą błonkę. Po przekrojeniu zapach jest intensywniejszy i mam wrażenie dociera na zewnątrz. W środku są grubo pokrojone flaki. Obok kelner stawia miseczkę musztardy. Nawet ona nie łagodzi smaku. Ja po jednym kęsie poddaję się. Wypijam łapczywie łyk białego wina, by wypłukać to traumatyczne wspomnienie. Wracam do papierowego menu. Widzę, że moje zmagania obserwują z uśmiechem trzy urocze Francuzki. Babcia, mama i córka. Wszystkie zamówiły to samo. Kawałek dobrze wyglądającego czerownego mięsa. Mi proponują podobny wybór. Mam się nie wahać, bo jest orgueilleux, co oznacza, jak wnioskuję z gestykulacji i mimiki – wyśmienite. Tym razem nie ryzykuję, ufam francuskim gustom pomnożonym przez trzy i proszę o steack hache sauce porivre vert frites. Pieczony medalion w pieprzowym sosie łagodzi porażkę z pierwszego wyboru. Dobrze doprawiony, przykryty kremową marynatą ratuje mój żołądek. Posiłek chcę skończyć deserem z jajek. Przypomina mi taki nasz dobrze dosłodzony kogel mogel. Jest nuta cytrynowego likieru. Ciekawie, ale potrzebuję przełamania słodyczy. Znowu zerkam obok na talerze francuskiej rodziny, a tam precyzyjnie pokrojony ananas. Miąż nadal znajduje się w skorupie, ale ma kształt małych kostek, które bez trudu odchodzą od dna. Tak banalne, ze nie potrzeba żadnych dodatków, o czym przekonuję się niebawem, gdy ku radości sympatycznych dam, zamawiam ten deser. Zamierzam w domu tak serwować ananasa. Na razie mi się nie udało odkryć techniki krojenia.
Chartier
7 rue du Fg Montmartre, Paryż
2 komentarze
Anna Walendowska says:
poproszę więcej restauracji z Paryża:)
Sylwia says:
Będą, będą:)